Re: Kogoś mi jednak brakuje...
: 21 lis 2012, 23:10
Mam podobnie.Wroblaka pisze:Czuję się tylko coraz bardziej inna i myślę, że do prawdziwego szczęścia z drugim człowiekiem ów człowiek musiałby być wierną kopią mojego charakteru.
Miejsce spotkań ludzi takich jak Ty!
https://introwertyzm.pl/
Mam podobnie.Wroblaka pisze:Czuję się tylko coraz bardziej inna i myślę, że do prawdziwego szczęścia z drugim człowiekiem ów człowiek musiałby być wierną kopią mojego charakteru.
Z tym ukrywaniem introwertyzmu to prawda. Sam się sobie dziwię, ale mam taką pracę, że gdybym faktycznie zachowywał się jak introwertyk, to po prostu nie mógłbym funkcjonować. Cały dzień siedzę z ludźmi, a terminy cisną. Nie ma przebacz. Przyznam, że bardzo mnie to męczy- chociaż z drugiej strony czerpię z tego też satysfakcję. Tak się zastanawiam, gdzie np. Wy pracujecie? (Na to pytanie jest odpowiedni wątek: Zawód introwertyka. Tu proszę nie robić offtopa. Inno)Alex pisze:
Ja odnosze wrazenie ze nawet introwertykom coraz ciezej rozpoznac innych introwertykow bo kazdy ukrywa sie pod maska ekstrawertyka.
A jeszcze jedno: Co robisz zeby kogos poznac? Wychodzisz gdzies, albo probujesz poznac kogos przez neta czy cos?
Może to trochę dziwne, ale akurat uważam się za bardzo porządnego faceta, aż chyba za porządnego jak na te czasy. Może to właśnie mój problem? W modzie są Ci który myślą oAlex pisze:narazie skoncentruj sie na sobie (w sensie pracuj nad soba, zeby tez byc porzadnym), to moja rada.
Taka prawda ;]Alex pisze: piwie, cyckach, itp.
Też tak kiedyś myślałem, ale w moim przypadku takie podejście jest raczej skazane na porażkę. Dlaczego ? Dlatego że nawet gdyby gdzieś na świecie istniała dziewczyna o takim samym charakterze jak mój, to biorąc pod uwagę moją śmiałość, otwartość czy komunikatywność (a raczej ich brak), to co z tego że byłaby taka sama, skoro nigdy bym jej nie poznałWroblaka pisze:myślę, że do prawdziwego szczęścia z drugim człowiekiem ów człowiek musiałby być wierną kopią mojego charakteru.
Jakkolwiek narcystycznie by to nie brzmiało, masz chyba rację.Wroblaka pisze:A gdzie tam, odkąd pamiętam, powtarzałam sobie: staraj się stale doskonalić, wreszcie spotkasz ludzi, którzy docenią. I nie bardzo działa. Czuję się tylko coraz bardziej inna i myślę, że do prawdziwego szczęścia z drugim człowiekiem ów człowiek musiałby być wierną kopią mojego charakteru.
Wyszarpywanie na siłę? A może by tak subtelniej i bardziej dobrowolnie, brutalna, młoda damo? Generalnie jednak tak, "najbardziej tajone skrawki swego wnętrza" brzmią dobrze. W ogóle, budowanie związku w oparciu o znajomość tego, co najbardziej kruche, zatem wymagające największej troski; zarówno obaw czy też tego, co chcielibyśmy ukryć nawet przed samymi sobą, pozwalające osiągnąć stopień bliskości graniczący z wzajemnym uzależnieniem, to coś dla mnie wyjątkowo znajomego. Tylko, że nie da się tego zrobić z kimś, kto nie ma podobnych oczekiwań od związku i na przykład coś takiego go przeraża.wyszarpywanie na siłę najbardziej tajonych skrawków swego wnętrza
Miesiąc temu poznałem taką osobę. Może nie była wierną kopią, ale było wystarczająco blisko jak dla mnie. Niestety nic z tego nie wyszło.Wroblaka pisze:Czuję się tylko coraz bardziej inna i myślę, że do prawdziwego szczęścia z drugim człowiekiem ów człowiek musiałby być wierną kopią mojego charakteru.
Mógłbym się pod tym podpisać bo u mnie jest dokładnie tak samo. Zawsze myślałem, że znajomi czy dziewczyna nie są mi potrzebne do szczęścia. Dobrze mi było samemu, a ja wychodzę z założenia, że jeśli coś jest dobre to się tego nie zmienia bo po co? Ale jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że to nie jest to. Lubię samotność, ale mimo wszystko "Kogoś mi jednak brakuje...". Fajnie było by mieć osobę na której Ci zależy, dla której jesteś ważny i z którą można byłoby pogadać o czymś innym niż tylko "o pogodzie".Od kiedy skończyłem studia, uświadomiłem sobie, że nigdy nie miałem kumpli poza miejscami, w których byłem niejako zmuszany do kontaktu z innymi ludźmi (szkoła, praca). Studia i tamta praca się skończyły, więc od jakichś 2 lat jestem praktycznie sam. Tak naprawdę brak znajomych mi nie przeszkadza, ale coraz bardziej brakuje mi tej drugiej połówki jabłka i coraz bardziej się boję, że nigdy jej nie znajdę.
Moim zdaniem to nie jest dobre założenie. Dlaczego? Bo też w przeszłości tak myślałem i ciągle jestem sam, a mam już 26 lat. Jako romantyk wierzyłem w przeznaczenie, co ma być to będzie i te sprawy, że nie muszę szukać i że miłość mnie znajdzie sama, ale to nie prawda, bo nie znajdzie. Trzeba szukać samemu, tzn. wychodzić do ludzi jak to mawiają ekstrawertycy. A, że ja nie mam prawie żadnych znajomych to dodatkowe utrudnienie. Ech całe życie pod wiatr.Wyszłam z założenia, że co ma być to będzie
Tyle, że ja do romantyczek nie należę.BarMos pisze:Moim zdaniem to nie jest dobre założenie. Dlaczego? Bo też w przeszłości tak myślałem i ciągle jestem sam, a mam już 26 lat. Jako romantyk wierzyłem w przeznaczenie, co ma być to będzie i te sprawy, że nie muszę szukać i że miłość mnie znajdzie sama, ale to nie prawda, bo nie znajdzie. Trzeba szukać samemu, tzn. wychodzić do ludzi jak to mawiają ekstrawertycy. A, że ja nie mam prawie żadnych znajomych to dodatkowe utrudnienie. Ech całe życie pod wiatr.Wyszłam z założenia, że co ma być to będzie
W przypadku dziewczyn takie założenie nie musi być złe. Ba, z moich obserwacji wynika, że bardzo dużo dziewczyn, i to wcale nie introwertyczek, wychodzi z takiego właśnie założenia. W naszej kulturze przyjęło się, że to facet inicjuje pierwsze spotkanie, a kobieta jedynie wysyła mu (czasami nawet podświadomie) subtelne sygnały, jeśli jest zainteresowana bliższą znajomością. Tak więc, kolego, musisz wziąć się w garść i zacząć działać, a Faramuszka póki co może czekać na to, co ma być.BarMos pisze:Moim zdaniem to nie jest dobre założenie. Dlaczego? Bo też w przeszłości tak myślałem i ciągle jestem sam, a mam już 26 lat.Wyszłam z założenia, że co ma być to będzie
Jak tak to ok, nie do końca zrozumiałem co miałaś na myśli, ale dzięki za wyjaśnienie."Co ma być to będzie" oznacza to, że jeśli przyjdzie mi być samą nic się strasznego nie stanie.
Tak, tak wiem o tym. Będę musiał się kiedyś zebrać na odwagę, podejść do jakiejś nieznajomej na mieście i liczyć na cud. :lol:Tak więc, kolego, musisz wziąć się w garść i zacząć działać
Serio potrafiłabyś podejść jako pierwsza do faceta który Ci się spodoba i zagadać?Jeśli chodzi o mnie, to potrafię zainicjować pierwsze spotkanie
Tak, ale musi być spełnione parę czynników xD Jak już gdzieś wyjdę, to przede wszystkim muszę mieć dobry, albo "głupi humor" (jeszcze lepszy niż dobry xD) co zdarza mi się ostatnio stosunkowo rzadko ^^. Poza tym, muszę mieć możliwość obserwacji tak około 5 min. danego osobnika xDBarMos pisze:Serio potrafiłabyś podejść jako pierwsza do faceta który Ci się spodoba i zagadać?Jeśli chodzi o mnie, to potrafię zainicjować pierwsze spotkanie
Też tak miałem i mało tego - ze względu na drogę jaką wybrałem - doszedłem do wniosku, że ja już w sumie żadnych kumpli mieć nie będę. No chyba że takich co sobie o mnie przypomną, jak przeczytają na mój temat w necie czy w gazecieBatChat pisze:Od kiedy skończyłem studia, uświadomiłem sobie, że nigdy nie miałem kumpli poza miejscami, w których byłem niejako zmuszany do kontaktu z innymi ludźmi
BatChat pisze: Tak naprawdę brak znajomych mi nie przeszkadza, ale coraz bardziej brakuje mi tej drugiej połówki jabłka i coraz bardziej się boję, że nigdy jej nie znajdę.
Nie to żebym się z tego cieszył, ale gdy mogę poczytać o tym, że ludzie są w podobnej sytuacji do mojej, to stanowi to dla mnie jakieś takie - marne bo marne ale jednak - pocieszenie. I wiem że może nie zabrzmi to zbyt budująco i pewnie nie ma to dla nas żadnego znaczenia, ale tak jakby nie patrzeć można stwierdzić, że pomimo iż jesteśmy samotni, to jednak nie jesteśmy samiBarMos pisze:Lubię samotność, ale mimo wszystko "Kogoś mi jednak brakuje...". Fajnie było by mieć osobę na której Ci zależy, dla której jesteś ważny i z którą można byłoby pogadać o czymś innym niż tylko "o pogodzie"
Też tak czasem reaguję, ale zdałem sobie sprawę z tego, iż czuję się dzięki temu lepiej, bo wiem, że inni ludzie też tak mają, że to jest "normalne", że to rozumieją. W pewnym sensie "wszystko u mnie w porządku". Nie jest to na zasadzie "niech też się męczą", nie ma w tym złośliwości, więc nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.Difane pisze:Nie to żebym się z tego cieszył, ale gdy mogę poczytać o tym, że ludzie są w podobnej sytuacji do mojej, to stanowi to dla mnie jakieś takie - marne bo marne ale jednak - pocieszenie.