Strona 2 z 3
: 11 lis 2007, 20:52
autor: S
Własny ślub to dla mnie pomimo wieku "podeszłego" abstrakcja nie sięgająca nawet wyobrażeń. Ilekroć o nim myślę, począwszy od założenia białej sukni na oczepinach skończywszy przechodzą mnie dreszcze i głowa od razu boli. Kombinuję jak miałby wyglądać, bym mogła go jakoś przeżyć, ale nijak nie mogę wymyślić scenariusza.
Może właśnie w tym tkwi odpowiedź losu, że jeszcze nie znalazł się chętny

: 12 lis 2007, 0:48
autor: underdog
Własny ślub (+wesele) to odstręczająca perspektywa: mnóstwo przygotowań i wyrzuconych w błoto pieniędzy, impreza, na której de facto mogą się bawić wszyscy oprócz samych zainteresowanych, muzyka - jakieś disco-polo, dalsza rodzina, z którą nie ma się nic wspólnego i tak dalej... Po takiej dawce chyba bym nie miał siły cieszyć się z tej fajnej w sumie okazji, fatalny początek życia małżeńskiego.
A przecież to powinien być świetny dzień, myślę, że jeśli kiedyś na mnie padnie, to zrobię wszystkim numer i wezmę ślub w tajemnicy albo tylko z najbliższymi (tylko, żeby narzeczona na to poszła :wink: ). Pewnie zostałbym wyklęty przez połowę rodziny, ale jakoś mnie to nie martwi, ci bliżsi by zrozumieli i nie mieli za złe.
: 12 lis 2007, 15:26
autor: radek
Może patrzeć na śluby fajnie, ale uczestniczyć w nim, to jest straszne, a bycie panem młodym... to będzie
koszmar. Nie widzę siebie w tej roli, te wszystkie tańce, co chwila ktoś podchodzi pogadać z tobą i takie rzeczy...
Nie wiem, czy takie coś bym wytrzymał. Zapewne stałbym i uśmiechał się do wszystkich głupkowato

: 13 lis 2007, 20:06
autor: el quatro
Mi sie marzy ślub na której będzie najbliższa rodzina, czyli rodzice plus chrzestni, bez zbędnego wesela...te przygotowania, a przede wszystkim stracona kasa na tą impreze
Jestem bardzo "oszczędny" i szkoda mi wydawać kasy na pierdoły
: 17 lis 2007, 19:34
autor: Ekwiwalencja
Do ślubu mam jeszcze czas. Ja unikam wielkich imprez rodzinnych- ostatnio uciekłam z 18' kuzyna po godzinie zamiast męczyć się bo tak wypada. Kiedyś marzyłam że moja 18' będzie wielka, bajkowa i z mnóstwem osób, ale mi minęło- zamiast tego miałam mnóstwo kartek z życzeniami, prezentów, paczek i skromną imprezę rodzinną. Jakoś nie za bardzo lubię Święta- może dlatego że u mnie w domu wszystko musi być idealnie, wszyscy się stresują, krzyczą na siebie, mamy być mili uśmiechnięci, pozować do zdjęć i w ogóle...
A co do stresów- w tym roku matura i prezentacja- ciemność widzę ciemność;p Poza tym stresy... hm... niespodziewane spotkania z ludźmi, czasem nauka na maturalne przedmioty tzn. klasówki. No i wf- znienawidzona przeze mnie lekcja- szatnia brrr... Uczę się oddychać aby się uspokoić, poza tym stres jakoś mi szybko mija.
: 24 mar 2008, 23:06
autor: Cliodne
ludzie zawsze mysleli ze jestem opanowana natomiast prawdą jest ze strasznie sie denerwuje, mialam mature probną, wzielam dwa perseny a potem 'zmuł' na egzaminie, odpal maksymalny, słonia może powalić, nie polecam;/
nie wiem jak sobie z tym radzic nawet nie wiem dlaczego taka nerwowa jestem
tak wiec szybciej 'wykituje' niz na wlasny slub trafie
(troche wieje potocyzmem, przepraszam)
: 25 mar 2008, 7:35
autor: Piotrek K.
W domu można się położyć na chwilkę, pooddychać (medytować jak kto woli), albo zaparzyć melisę jak ktoś ma.
W szkole, pracy, czy innym miejscu publicznym to grosza sprawa. Nie przypominam sobie jakiś sytuacji poza domem, które by mnie przerastały. Jeśli gdzieś już się wkurzam i stresuję to w domu, albo po szkole z wyczerpania, albo po jakiejś sprzeczce z tatą.
: 25 mar 2008, 16:05
autor: szejk
Staram sie przygotowywać do stresujących sytuacji , o których wiem że będą miały miejsce. Medytuje, rozwarzam różne możliwości, scenariusze. I tak rzeczywistość ni jak sie ma do tego , ale to mnie uspokaja i odstresowuje.
: 28 mar 2008, 21:26
autor: mumintrollet
Hmmm..scenariusze...ja zawsze wymyślam najgorsze, jakie mogą zaistnieć, a to tylko po to, żeby być przyjemnie zaskoczoną, jeśli coś pójdzie akurat dziwnym trafem dobrze,i nie po mojej ekstremalnie defetycznej wizji

Czasem stresuję się wszystkim co możliwe, zależy od dnia, czasem z kolei, nie wiadomo skąd mam ochotę wszystko, mówiąc kolokwialnie, olać, kiedy i tak nie mam na daną rzecz wpływu. Bo i po co tu się stresować, skoro życie takie krótkie? :wink: Bez sensu! chętnie oddam ze trzy kilo życiowego stresu w dobre ręce..(chociaż to i tak jeszcze za mało). A tak naprawdę to stresuje mnie to, że się w ogóle stresuję i nie mogę zareagować odpowiednio wtedy, kiedy tego chcę i wychodzi takie błędne koło. (błędny rycerz?) :lol: No po co, po co się pytam, ktoś ten głupi stres wymyślił?!!! :evil:
: 28 mar 2008, 21:41
autor: Sorrow
Nie radzę sobie

.
: 30 mar 2008, 12:21
autor: Templariusz
Niestety również nie umiem radzić sobie ze stresem..

szybsze bicie serca czy "łamanie" głosu przy jakiś wystąpieniach to chleb powszedni.
: 04 kwie 2008, 17:18
autor: Erato
Stres odczuwam często, ale pocieszam się świadomością że jeszcze nie dochodzę do szczytu skali. Jeśli mam sprawę do załatwienia w urzędzie, albo wystąpienie publiczne, powtarzam w pamięci to co będę mówiła, wmawiam sobie że brzuch mnie boli bo nie dojadłam i staram się wzbudzić w sobie sympatię do ludzi z którymi przyjdzie mi się spotkać (no bo jeśli kogoś lubię to nie muszę się denerwować) i uświadomić sobie że oni też nie są do mnie nastawieni negatywnie. W sytuacjach nie oficjalnych, kiedy przebywam z ludźmi których nie znam, chciała bym nawiązać kontakt, czuję że mogła bym sobie pozwolić na krótka rozmowę, ale nie umiem jej zainicjować, mam pustkę w głowie i daje sobie w końcu spokój. A jak mi przyjdzie z tymi ludźmi przebywać częściej to zaczyna to być dla mnie najpierw irytujące a potem stresujące... takie zawieszenie w niebycie ani w lewo ani w prawo :/ a bąknąć coś czasem by wypadało.
A i zaczęłam na początku o szczycie skali stresu. Bardzo rzadko mi sie to zdarza, ostatnio z pół roku temu chyba... byłam słabo przygotowana do wypowiedzi z biologii i nie zdarzyłam się uspokoić, mówić mówiłam jako tako ale oczy mi zaszły łzami, żołądek się ścisną wnętrzności zrobiły kilka fikołków i ku mojemu przerażeniu zdrętwiało mi całe lewe ramię. Do wieczora czułam że mnie mięśnie bola:/ z perspektywy czasu tamta wypowiedź to błahostka, ale przeraziła mnie reakcja mojego organizmu, nie wiedziałam że stres może mnie przyprawić o taki fizyczny ból.
: 05 kwie 2008, 21:07
autor: Argo
Ale tak na dobrą sprawę, chodzi nie tyle, o poradzenie sobie ze stresem, co z jego nadmiarem. Bo stres jako taki jest przecież naturalną i pożądaną reakcją adaptacyjną organizmu... nawet, jeśli jest odczuwany jako dyskomfort... problem zaczyna się dopiero, kiedy uniemożliwia on działanie...
Re:
: 13 maja 2009, 16:45
autor: fioletowa
Argo pisze:Ale tak na dobrą sprawę, chodzi nie tyle, o poradzenie sobie ze stresem, co z jego nadmiarem. Bo stres jako taki jest przecież naturalną i pożądaną reakcją adaptacyjną organizmu... nawet, jeśli jest odczuwany jako dyskomfort... problem zaczyna się dopiero, kiedy uniemożliwia on działanie...
Nadmiar stresu jest zasadniczo nie wskazany. Osłabia organizm i odporność. Powoduje czarne myśli w głowie. Nadmiar bądź ubytek kilogramów itp. itd.
Hmm...odkąd działam w zgodzie z sobą, stres jakoś mniejszy mi się w życiu zrobił - może to jakaś recepta?
Bo może za bardzo chcemy podołać czyimś wyimaginowaniom względem nas?[...]
Re: Re:
: 13 maja 2009, 19:54
autor: Inno
fioletowa pisze:Bo może za bardzo chcemy podołać czyimś wyimaginowaniom względem nas?[...]
Ja swoim. :lol: Muszę się utemperować. XD
