Strona 2 z 3

Re: Asymilacja

: 13 lut 2009, 19:45
autor: access denied
hm czyli w sumie ok
Inno czy mogłabyś chociaż w małym % przybliżyć powody Twojego niezadowolenia?

Jednak mimo wszystko wycieczka w wąskim gronie znajomych jest zdecydowanie the best.
Ciężko jest też znaleźć ludzi których nie interesowałoby tylko "kto z kim i dla dlaczego",
a tematy bardziej hm "opiniotwórcze" :)
No bo zastanówcie się sami raczej niewielu dzisiaj jest zainteresowanych projektem NASA dotyczącym Księżyca i Marsa lub też obecną sytuacją społeczno-ekonomiczną.
Mówię oczywiście o ludziach w wieku "licealnym". Być może to przychodzi z wiekiem, ale fajnie byłoby choć czasem porozmawiać o czymś konkretnym.

Re: Asymilacja

: 13 lut 2009, 20:34
autor: Inno
Ja byłam bardziej zainteresowana sytuacją społeczno-ekonomiczną w wieku licealnym niż teraz :lol:

access denied pisze:Inno czy mogłabyś chociaż w małym % przybliżyć powody Twojego niezadowolenia.
Było strasznie nudno. Kupa ludzi na małej przestrzeni, a główna aktywność sprowadzała się do siedzenia dookoła dużego stołu, gadania i picia – coś czego nie znoszę, tym bardziej, że większości w ogóle nie znałam. Na szczęście udało się z trójką osób z mojej grupy zainstalować na drugim końcu budynku, dzięki czemu przeżyłam. ^^

Re: Asymilacja

: 14 lut 2009, 10:49
autor: qb
access denied pisze:Doszedłem jednak do dość sprzecznych wniosków. z jednej strony mówi się o byciu sobą, życiu dla siebie, kształtowaniu swojego życia zgodnie z naszymi upodobaniami.
Jednak z drugiej strony istnieje jednak pewne niebezpieczeństwo schowania się za zbyt wysokim murem. Niestety często trzeba się trochę nagiąć, pójść na to czy tamto spotkanie, pogadać o *******łach (czego po prostu cholernie nie znoszę).
Jeśli ja mam styczność z osobami 'gadającymi o pierdołach' to po prostu nie włączam się w rozmowę. Właściwie to rozmawiam tylko wtedy, kiedy temat mnie zainteresuje, ktoś jest w błędzie i chce go poprawić (ale to nie zawsze ;P ) i lubię daną osobę.
Nikt Ci nie każe gadać ze wszystkimi.
Poza tym, o pierdołach też czasem dobrze pogadać, ale nie o pogodzie czy tym, że dziś ubrałem skarpety zielone, a wczoraj czerwone.

Jeśli chodzi o takie rzeczy jak wycieczki szkolne czy inne obozy to u mnie to wyglądało tak, ze zawsze miałem kogoś kogo znałem koło siebie więc większych problemów nie było.

Re: Asymilacja

: 17 lut 2009, 20:23
autor: moon
hmm ja takim prawdziwym outsiderem stałam się dopiero na studiach.
W podstawówce i liceum miałam kumpele (kiedys myślałam że przyjaciółkę.. ale chyba jednak nie :roll: ) najbardziej extrawertyczną osobę jaką znam. Mieszkałyśmy na tej samej ulicy więc znałyśmy sie od "zawsze". Rodzice zapisali nas do jednej klasy w podstawówce, później same poszłyśmy do tej samej klasy w LO. Ona zawsze wszędzie mnie za sobą ciągnęła.. razem spędzałyśmy cały wolny czas, jeździłyśmy na obozy w wakacje a później w LO chodziłyśmy na imprezy. Mając ją przy sobie łatwiej mi było przetrwać większość sytuacji w których introwertyk nie czuje się komfortowo.. wszędzie jej było pełno, gadała za nas dwie a ja mogłam się udzielać tylko wtedy gdy tego naprawdę chciałam...nic na silę.
Wraz z studiami nasze drogi się rozeszły, ona za wszelką cenę chciała wyrwać się z domu, zamieszkać w innym mieście z dala od rodziców. Nie dostała się na ten kierunek na który chciała to wybrała wydział na który było tak mało chętnych że dostawali się wszyscy.
Ja wybrałam studia w innym mieście, do tego zaoczne.. Na pierwszym roku widywałyśmy się dość często.. z czasem coraz rzadziej. Obecnie nie mamy ze sobą kontaktu. Ostatni raz widziałyśmy się kilka miesięcy temu.. i niestety ale nie miałyśmy za bardzo o czym ze sobą rozmawiać, nasze obecne życia za bardzo się różnią..
Na studiach mam sporo "znajomych" ludzi których znam z różnych wykładów i grup ćwiczeniowych. Spotykamy się jedynie w szkole, i nasze rozmowy tez najczęściej kręcą się wokół uczelni. Jest kilka osób które znam trochę lepiej, spędzamy razem czas między zajęciami itp ale nasza znajomość będzie pewnie trwała tak długo jak nasze studia. Wolny czas obecnie najczęściej spędzam sama, czytam książki, oglądam filmy, robię zdjęcia, chodzę na spacery z psem.. ale mimo wszystko czasami brakuje mi starych czasów :roll:

Re: Asymilacja

: 29 sie 2009, 7:06
autor: kosmita
Akurat w obecnej szkole znajduję się w klasie, którą znam już 10 lat, więc nie ma problemów z "asymilacją". Ale wszelkie obozy - mam gwarancję wielu negatywnych wrażeń. Zazwyczaj nie jestem lubiany, głównie przez płeć męską i przede wszystkim przez ekstrawertyków (szeroki repertuar: od wyśmiewania, po wyzwiska, kończąc na bójkach). Z kolei płeć piękna jakoś sympatycznie nastawiona (dziwne).

Re: Asymilacja

: 29 sie 2009, 22:43
autor: Kori
Dla płci przeciwnej jesteśmy tajemniczy i dojrzali :).

Re: Asymilacja

: 29 sie 2009, 22:48
autor: Inno
No :>

Re: Asymilacja

: 03 wrz 2009, 22:20
autor: fistful
.

Re: Asymilacja

: 03 wrz 2009, 23:39
autor: Inno
fistful pisze: chyba tylko ja wybieram się na studia.
Masz już coś upatrzonego?
fistful pisze:W gimnazjum bardziej byłem sobą czułem się swobodniej mając okazje do bycia nieśmiałym wśród dziewczyn i wiedząc to że imponuje im bycie "tajemniczym i dojrzałym" :) .
Bycie nieśmiałym a "tajemniczym i dojrzałym" to niekoniecznie to samo. :P

Re: Asymilacja

: 05 wrz 2009, 0:34
autor: fistful
Inno pisze:
fistful pisze: chyba tylko ja wybieram się na studia.
Masz już coś upatrzonego?
polibude raczej

Re: Asymilacja

: 20 paź 2009, 20:36
autor: kosmita
Asymilacja nie istnieje. Ludzi nigdy się nie pozna i w najmniej odpowiednim momencie zniszczą cię. Jedno wielkie g. wyszło z tego, że znam moją klasę 10 lat.

Re: Asymilacja

: 21 gru 2009, 21:54
autor: air
Jak to jest że inni, zupełnie nieznani sobie ludzie już po pierwszych godzinach zajęć śmiali się i żartowali jak starzy przyjaciele ?
Nie wiem jak to jest. Sama zauważam takie relacje- na pierwszy rzut oka - bliskie pomiędzy obcymi sobie osobami. Sama nie umiem sie w takich odnaleźć. Co do przebywania w nowej grupie... zostawiam sprawę swojemu biegowi. Staram sie byc sobą. Nie zabiegam o znajomosci. Robię swoje i chyba dzieki temu zdarza mi sie poznac kogoś, z kim mogę nawiązać dłuższą znajomość. Moja asymilacja polega na akceptacji grupy, w której przebywam i osiagnięciu akceptacji osób, które tworzą grupę, w idealnym przypadku zawieram blizsze znajomosci z jedną, czy kilkoma osobami.

A co do drugiego rzutu oka - relacje niby bliskie, nie mają najczęściej siły przeciwstawienia się tarciom, jakie powstają przy dopasowaniu się osób do siebie. Wystarczy drobnostka i ze znajomosci niewiele zostaje, np. wzajemna niechęć.

Re: Asymilacja

: 05 lut 2010, 21:30
autor: higsa
hetman pisze: Jak jest u Was ? Jak wpływa na Was zmiana środowiska, nowa szkoła, nowa klasa, nowa praca itp. ? Jak szybko i w jakim stopniu integrujecie się z grupą ? Czy zawsze jesteście gdzieś tam na boku ? Czy mimo wszystko jesteście lubiani ?
Fajny temat, ale chyba bardziej by ty pasowało słowo alienacja niż asymilacja :lol:
Pamiętam, że idąc na studia, do nowego, obcego miasta, postanowiłam, że nie będę się z nikim "zaznajamiać", że inni ludzie są mi nie potrzebni, jestem samowystarczalna. Postanowiłam być tylko obserwatorem. Tzw. akcję "alienacja" przeprowadzałam do kwietnia.
Później, do końca II semestru [czyli do czerwca], w jakimś stopniu uczestniczyłam w "życiu" grupy. Ale potem nastąpił 4 miesięczny urlop studencki. I niestety od października było jak rok wcześniej .
Stąd wnioski,że moje "oswajanie" z ludźmi jest procesem długotrwałym i musi być ciągły w czasie. Niestety każde "rozstania" powodują, że proces muszę rozpoczynać od początku.

Co do dylematu: integracja z grupą czy też samotny spacer z słuchawkami na uszach, to oczywiście ze wybieram to drugie. :D W grupie [mimo, ze znajomych ludzi] czuje sie źle, niepewnie, i podświadomie szukam miejsca, gdzie mogłabym uciec, sama bądź maksymalnie z jeszcze jedną osoba.

W tym roku zaczęłam nowa szkolę. Pierwszy semestr już minął, a ja nadal nie bardzo kojarzę ludzi z grupy :( , ale jakoś mi to nie przeszkadza i tak pewnie by nie mieli o czym ze mną rozmawiać. :lol:

A czy jestem lubiana?????
Nie mam pojęcia, pewnie jak ktoś coś ode mnie potrzebuje to i lubi, a jak nie to go ani ziębię ani grzeję, jak to u ludzi bywa.
Dla mnie najważniejsze jest, ze grupa [jakieś 14 osób] toleruje [a może nawet i akceptuje] moją "inność" i już nie starają się mnie za wszelką cenę uszczęśliwić wyciągając na miasto czy imprezy. Lubie ich za to :wink:

Re: Asymilacja

: 13 lut 2010, 23:09
autor: Piorun23
Ja i reszta ludzkości to związki nie mieszające się ze sobą

Nie powiem jednak że nie miałem znajomych czy "kumpli"
Zawsze miałem - i to zupełnie bez inicjatywy z mojej strony.
Sami się zjawiają, i nigdy nie przeszkadzało mi to zachować całkowitej odrębności, braku asymilacji, i całkowitego braku związków emocjonalnych.

Nigdy tego nie rozumiałem - zawsze po prostu robiłem i mówiłem to na co akurat miałem ochotę, a dorobiłem się masy wiernych kibiców i statusu "człowieka legendy" i w LO, i na studiach
W dodatku masa ludzi mówiła mi że jestem "ogólnie lubiany" - cokolwiek to znaczy
Ludziska chyba po prostu lubią cynizm, nihilizm i jawną mizantropię

Re: Asymilacja

: 14 lut 2010, 0:52
autor: AleksandraWanda
Piorun23 pisze: Ludziska chyba po prostu lubią cynizm, nihilizm i jawną mizantropię
To troszkę brzmi, jakbyś się z nich naśmiewał, mały triumf, że jakąś część oszukałeś, bo tak naprawdę jesteś inny? Lubisz oszukiwać i jesteś z tym fajny? Wybacz, jeżeli źle to odbieram, trudno.

Nie wiem czy byłam w podobnej sytuacji do Ciebie, zawsze uważałam się za samotniczkę, a jednak wiele ludzi mnie rozpoznawało, czegoś u mnie szukało i podobno 'zawsze wszędzie było mnie pełno'. Było, prawdopodobnie.

A ja nie śmiałam się, i nie czułam się dobrze z tym, że nie umiem i nie chcę większości z nich poznać. To nie ich wina, więc nie chciałam żywić w stosunku do niech negatywnych emocji. Ale wiem, że w stosunku do ogromnej większości dając wszystko co tylko potrafię dać, to nie ma to sensu, nic nie czuję, nic od nich nie potrzebuję, niewiele pragnę. Więc nie trzymałam się nigdy z boku, chociaż wszystko i wszyscy pozostawiali mi zwykle obojętni. Zwykle, lecz nie zawsze.