Re: Czy wiara ułatwia życie?
: 09 gru 2025, 16:22
Morderstwo = odsiedzę swoje? Wypisz, wymaluj sadyzm i masochizm (systemu karnego).
Miejsce spotkań ludzi takich jak Ty!
https://introwertyzm.pl/
Morderstwo = odsiedzę swoje? Wypisz, wymaluj sadyzm i masochizm (systemu karnego).
Herr Drimlajna – To jest Njuejdź liberalizm? Piliście z Patrycjuszem ten sam spiryt z niewiadomego źródła.Drimlajner pisze: 09 gru 2025, 16:22 Morderstwo = odsiedzę swoje? Wypisz, wymaluj sadyzm i masochizm (systemu karnego).
Cholera wie, ale to nieistotne, jak wszystko co bezbożnicy wymyślili. Najważniejsze, że świetnie się bawię w towarzystwie greckich bogów i czekam z niecierpliwością w którą stronę ten sadyzm murów więziennych wyewoluuje.justyna pisze: 09 gru 2025, 17:34 Herr Drimlajna – To jest Njuejdź liberalizm? Piliście z Patrycjuszem ten sam spiryt z niewiadomego źródła.
E, niepoczytalny. Wypuścić go na wolność, niech morduje dalej.justyna pisze: 09 gru 2025, 17:34 * robię właśnie korektę książki o Jeffreyu Dahmerze, pewnie by też strzelił kielona, gdyby jeszcze żył. „Zagryzka” byłaby za darmo.
Wikipedia, czyli w rzeczywistości było zupełnie inaczej, ale jeszcze dopisze jako heheszki. Wisconsin State Patrol top notch, strach się bać.Gdy przybyła policja, Dahmer przekonał ich, że on i Sinthasomphone są kochankami i że młodzieniec jest po prostu odurzony.
Byłoby wszystko ładnie, gdyby wyznawcy tegoż New Age'u nie mówili na przykład, że na ostatecznym poziomie nie ma znaczenia jak dany człowiek przeżył swoje życie, bo tam jest taka jakaś wielka jedność dobra i zła, po prostu wszystko wraca do tytułowego "źródła" i jakie to ma znaczenie? Oni mają za dobre serca i wszystkim odpuszczają ad hoc, nawet największym zbrodniarzom są w stanie wybaczyć. Inne zabawne paradoksy tej "jedni" są na przykład takie, że jak strzelasz do wroga, to zabijasz samego siebie. Jakby tak dosłownie to interpretować i rzeczywiście ludzie żyli w takim światopoglądzie, w dosłownym tego słowa znaczeniu, to też pewnie zdrady by nie było, bo w końcu wszyscy są częścią tego wielkiego kosmicznego bytu, więc w czym problem? Widziałem w anglojęzycznym Internecie "Bliźniaczy płomień", kobieta, powiedzmy po ślubie, ale ktoś się w jej życiu nagle pojawił, w emocjach namieszał. Pomyślała, że to ten (jakiś bardziej magiczny od męża), no i już. Pomijam dziwne teorie kosmiczne, które w tym środowisku funkcjonują, chanellingi (tak, ktoś mówi przeze mnie i to na pewno nie jest zły duch, bo tak mądrze opowiada). Ja wiem, wierzą, że sami są bogami, a ten wyższy byt nie zwraca uwagi na religię, toteż zbawienia ani odpuszczenia grzechów nie potrzebują, bo w zasadzie grzech nie istnieje w tym światopoglądzie. Naiwność to jakaś straszna. Po drugiej stronie "iluzjoniści" naukowi, którzy doszli do wniosku, że żyjemy w symulacji. Wszystko jest iluzją, powtarzają za Crowleyem, że nic nie jest prawdziwe, a więc wszystko będzie dozwolone. Dzieci się w XXI wieku nie wychowuje, tylko pozwala im na wszystko, a później człowiek się dziwi, że ten świat staje na głowie.To jest Njuejdź liberalizm?
Rozważmy więc przypadek, w którym racjonalizacja lub akceptacja są konsekwencjami pewnych zdarzeń, które nastąpiły bez wyboru ich uczestnika. Jakby nie patrzeć, rozpatrywany przypadek kogoś zamykanego w więzieniu jest tak naprawdę bliżej do scenariusza bez wyboru - ktoś idzie na odsiadkę, nie ma żadnego wyboru, jest do tego po prostu zmuszony (bo gdyby miał - na pewno wybrałby wolność). To tylko tym bardziej sprawia, że jedyny możliwy mechanizm, który może znaleźć tu zastosowanie, to racjonalizacja. Dzieje się coś, do czego sam nigdy bym się nie zmusił = muszę sobie dopowiedzieć jakąś historyjkę o tym, dlaczego to się stało i co dalej z tym będzie. Poza tym pełna akceptacja stanu pobytu w więzieniu oznaczałaby nic innego, jak niechęć do jego opuszczenia - w końcu akceptacja warunków pozbawienia wolności oznaczałaby niechęć do szybszego wyjścia, skrócenia czasu wyroku itd.justyna pisze: 09 gru 2025, 15:40Absolutnie nie ma potrzeby posiadania wyboru. Racjonalizacja maskuje problem, by chronić ego, akceptacja pozwala na jego przyjęcie, co jest kluczowe w zdrowym radzeniu sobie z trudnościami.
Akurat nie potrzeba do tego New Age'u, wystarczy twardy ateizm i tutaj każdy, niezależnie właśnie od tego, jak przeżył swoje życie, i tak ostatecznie przestaje istnieć i nie przechodzi do życia pozagrobowego, nie ma żadnych pośmiertnych nagród ani kar, więc who cares?Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 17:27Byłoby wszystko ładnie, gdyby wyznawcy tegoż New Age'u nie mówili na przykład, że na ostatecznym poziomie nie ma znaczenia jak dany człowiek przeżył swoje życie, bo tam jest taka jakaś wielka jedność dobra i zła, po prostu wszystko wraca do tytułowego "źródła" i jakie to ma znaczenie?
A to akurat pokrętnie bliżej tutaj do katolicyzmu, wybaczaj bliźniemu swemu, przyjmuj drugi policzek, nawracaj grzesznika na łożu śmierci itd. Brzmi znajomo?Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 17:27Oni mają za dobre serca i wszystkim odpuszczają ad hoc, nawet największym zbrodniarzom są w stanie wybaczyć.
No jak to, przecież to pozwalanie na wszystko to po prostu nowy sposób wychowania. Generalnie jestem za, chociaż ostatnio jak byłem w Warszawie i obserwowałem interakcje dzieci z dorosłymi w niektórych bogatszych dzielnicach, to miałem mieszane uczucia. Z jednej strony, wychowanie "bezstresowe" jest ok, ale do pewnej granicy, której przekroczenie powoduje, że to dzieci zaczynają stresować swoich rodziców i wręcz im rozkazywać, a tamci chodzą dookoła tego dziecka i rzucają teksty w stylu "tak dobrze? a teraz? a wolałbyś to, czy tamto?" i tak w kółko, czego też nie da się słuchać.Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 17:27Dzieci się w XXI wieku nie wychowuje, tylko pozwala im na wszystko, a później człowiek się dziwi, że ten świat staje na głowie.
A czy Jezus nie był wyszydzany kiedy umierał na krzyżu? Czy proces śmierci i zmartwychwstania, i pokonania śmierci, nie dotyka właśnie tego zagadnienia? I dopiero w zrozumieniu mistyki krzyża zadajemy pytanie co to oznacza wziąć swój krzyż na swoje ramiona, i spojrzeć w oczy wyzwaniu.Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 17:27 Byłoby wszystko ładnie, gdyby wyznawcy tegoż New Age'u nie mówili na przykład, że na ostatecznym poziomie nie ma znaczenia jak dany człowiek przeżył swoje życie, bo tam jest taka jakaś wielka jedność dobra i zła,
To nie <iluzjoniści> naukowi doszli do wniosku, że żyjemy w symulacji, tylko greccy filozofowie na kilkaset lat przed Chrystusem, a sankcją za takie gadanie było wyrzucenie z Polis, bo rzeczywistość uderza jak pociąg, mocno. Dzisiejsze powtarzające niegdysiejsze brednie papużki budzą jedynie śmieszność.Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 17:27 Po drugiej stronie "iluzjoniści" naukowi, którzy doszli do wniosku, że żyjemy w symulacji.
A się rozpisałeś Fairytaled, a ja nie przypisywałam Njuejdź liberalizmu buddyzmowi tylko miałam na myśli rozprawy Patrycjusza o sadyzmie na biednych więźniach i walki o to, aby ich biedaków nie traumatyzowano resocjalizacją. Stąd znak zapytania na końcu. Pomyślałam więc, że można to podpiąć pod Njuejdź liberalizm więzienny... jakkoklwiek to brzmi.Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 17:27Byłoby wszystko ładnie, gdyby wyznawcy tegoż New Age'u nie mówili na przykład, że na ostatecznym poziomie nie ma znaczenia jak dany człowiek przeżył swoje życie, bo tam jest taka jakaś wielka jedność dobra i zła, po prostu wszystko wraca do tytułowego "źródła" i jakie to ma znaczenie? Oni mają za dobre serca i wszystkim odpuszczają ad hoc, nawet największym zbrodniarzom są w stanie wybaczyć. Inne zabawne paradoksy tej "jedni" są na przykład takie, że jak strzelasz do wroga, to zabijasz samego siebie. Jakby tak dosłownie to interpretować i rzeczywiście ludzie żyli w takim światopoglądzie, w dosłownym tego słowa znaczeniu, to też pewnie zdrady by nie było, bo w końcu wszyscy są częścią tego wielkiego kosmicznego bytu, więc w czym problem? Widziałem w anglojęzycznym Internecie "Bliźniaczy płomień", kobieta, powiedzmy po ślubie, ale ktoś się w jej życiu nagle pojawił, w emocjach namieszał. Pomyślała, że to ten (jakiś bardziej magiczny od męża), no i już. Pomijam dziwne teorie kosmiczne, które w tym środowisku funkcjonują, chanellingi (tak, ktoś mówi przeze mnie i to na pewno nie jest zły duch, bo tak mądrze opowiada). Ja wiem, wierzą, że sami są bogami, a ten wyższy byt nie zwraca uwagi na religię, toteż zbawienia ani odpuszczenia grzechów nie potrzebują, bo w zasadzie grzech nie istnieje w tym światopoglądzie. Naiwność to jakaś straszna. Po drugiej stronie "iluzjoniści" naukowi, którzy doszli do wniosku, że żyjemy w symulacji. Wszystko jest iluzją, powtarzają za Crowleyem, że nic nie jest prawdziwe, a więc wszystko będzie dozwolone. Dzieci się w XXI wieku nie wychowuje, tylko pozwala im na wszystko, a później człowiek się dziwi, że ten świat staje na głowie.To jest Njuejdź liberalizm?
Mnie możesz wyjaśnić, o moja najmądrzejsza Ateno. Ciekawy jestem co tam te głąby z dalekiego wschodu wymyśliły, a perspektywa oderwania się od lokalnych bezbożników może okazać się psychicznie uzdrawiająca.justyna pisze: 10 gru 2025, 19:08 Twoje argumenty odnośnie buddyzmu świadczą o zupełnym niezrozumieniu doktryny. Tak jest zazwyczaj jak czyta się pobieżne informacje z internetów. To nie miejsce niestety i nie mam na to czasu, aby to wyjaśniać.
Patrycjusz pisze: 10 gru 2025, 18:03
Rozważmy więc przypadek, w którym racjonalizacja lub akceptacja są konsekwencjami pewnych zdarzeń, które nastąpiły bez wyboru ich uczestnika. Jakby nie patrzeć, rozpatrywany przypadek kogoś zamykanego w więzieniu jest tak naprawdę bliżej do scenariusza bez wyboru - ktoś idzie na odsiadkę, nie ma żadnego wyboru, jest do tego po prostu zmuszony (bo gdyby miał - na pewno wybrałby wolność). To tylko tym bardziej sprawia, że jedyny możliwy mechanizm, który może znaleźć tu zastosowanie, to racjonalizacja. Dzieje się coś, do czego sam nigdy bym się nie zmusił = muszę sobie dopowiedzieć jakąś historyjkę o tym, dlaczego to się stało i co dalej z tym będzie. Poza tym pełna akceptacja stanu pobytu w więzieniu oznaczałaby nic innego, jak niechęć do jego opuszczenia - w końcu akceptacja warunków pozbawienia wolności oznaczałaby niechęć do szybszego wyjścia, skrócenia czasu wyroku itd.
Herr Drimlajna trollujesz, a jesteś tak jakby moderatoremDrimlajner pisze: 10 gru 2025, 19:11Mnie możesz wyjaśnić, o moja najmądrzejsza Ateno. Ciekawy jestem co tam te głąby z dalekiego wschodu wymyśliły, a perspektywa oderwania się od lokalnych bezbożników może okazać się psychicznie uzdrawiająca.justyna pisze: 10 gru 2025, 19:08 Twoje argumenty odnośnie buddyzmu świadczą o zupełnym niezrozumieniu doktryny. Tak jest zazwyczaj jak czyta się pobieżne informacje z internetów. To nie miejsce niestety i nie mam na to czasu, aby to wyjaśniać.
O moja najpiękniejsza Afrodyto? Najprzebieglejsza Hero?
Tak, masz rację.Akurat nie potrzeba do tego New Age'u, wystarczy twardy ateizm i tutaj każdy, niezależnie właśnie od tego, jak przeżył swoje życie, i tak ostatecznie przestaje istnieć i nie przechodzi do życia pozagrobowego, nie ma żadnych pośmiertnych nagród ani kar, więc who cares?
Owszem, jednak jak wyżej wskazałem w tym światopoglądzie nie ma "grzesznika", więc nikogo się nie nawróci, bo też nie ma do czego nawracać, dostrzegasz potencjalną pułapkę? Język jest bardziej w stylu; "podnośmy swoje wibracje", tam serwują medytacje, czakry i inne tego typu podobne pomysły. Zupełnie nie ta para kaloszy.A to akurat pokrętnie bliżej tutaj do katolicyzmu, wybaczaj bliźniemu swemu, przyjmuj drugi policzek, nawracaj grzesznika na łożu śmierci itd. Brzmi znajomo?
Tak, właśnie o tym pisałem.Z jednej strony, wychowanie "bezstresowe" jest ok, ale do pewnej granicy, której przekroczenie powoduje, że to dzieci zaczynają stresować swoich rodziców i wręcz im rozkazywać, a tamci chodzą dookoła tego dziecka i rzucają teksty w stylu "tak dobrze? a teraz? a wolałbyś to, czy tamto?" i tak w kółko, czego też nie da się słuchać.
Tak, tylko tam to jest bardziej z pozycji; my - Bogowie, psychodeliki i ziemia jako więzienie dla dusz. A Jezusa traktują jak kolejnego mistrza duchowego, więc jego ofiara nie jest dla nich niczym wyjątkowym. I pewnie też taki pogląd, że człowiek jest z natury dobry, tylko zapomniał o swojej boskiej naturze, itd. itp. - zawsze powtarzam to samo; bo to brzmi jak to wężowe "na pewno nie umrzecie - wprost z Biblii, bardziej jak wieża Babel, bo to teraz my, a nie jakiś tam Bóg.A czy Jezus nie był wyszydzany kiedy umierał na krzyżu? Czy proces śmierci i zmartwychwstania, i pokonania śmierci, nie dotyka właśnie tego zagadnienia? I dopiero w zrozumieniu mistyki krzyża zadajemy pytanie co to oznacza wziąć swój krzyż na swoje ramiona, i spojrzeć w oczy wyzwaniu.
Trudno mi to oceniać, ale na przykład w kwestii kultu Maryjnego coś się ostatnio zmieniło na plus, niektórym na przykład przeszkadzało, że nazywało się w Kościele Maryję współodkupicielką. To teraz już wyprostowane zostało.A co do samego Chrześcijaństwa, to popadasz w katastrofizm, bo sprawy nie mają się wcale aż tak źle. Jasne, świat to Stajnia Augiasza, ale pierwszy kamień milowy za nami i możemy nawet świętować, ale stop, bo obecnie głównym zarzutem wobec nas samych jest brak zrozumienia dla Jezusa. Pogmatwane ale w skrócie: za mało Chrystusa w Chrześcijaństwie. Jesteśmy jak stare dewotki. Powtarzamy w kółko mantry, a nie bardzo wiemy czego dotyczą. Chyba na amerykańskim youtubie to usłyszałem.
Zgadzam się z tym.A wracając do więziennictwa to tak, trochę poczytałem i okazuje się, że kara śmierci nie jest za bardzo Chrześcijańska, ma raczej znamiona składania ludzi w ofierze bogom, i powinniśmy raczej wybaczać, nawet najgorszym ancymonom, co nie oznacza porzucenia więzień, bo dożywocie jest wciąż na wokandzie.
Dobrze... wytłumaczę... Najpierw jednak musisz pomedytować minimum rok i przeczytać poniższe lektury:Drimlajner pisze: 10 gru 2025, 19:20O moja najpiękniejsza Afrodyto? Najprzebieglejsza Hero?
Nie. Ja serio interesuję się religiami. Ateizm to tam wiesz, chłopiec w krótkich spodenkach, ale o co chodzi na dalekim wschodzie np. w Chinach to jest ciekawe. Tam chyba jest mieszanka Buddyzmu, Konfucjanizmu i Taoizmu, ale nie wiem gdzie się zaczepić.
Ech, następna książka którą przeczytam będzie pewnie i tak o Zimnej Wojnie, albo za Greków się wezmę.
No to my wychodzimy z innego założenia, wszak powiedziano nam: idźcie i nauczajcie, co zakłada pewną podróż, pewną przygodę, ale też związaną z tym ciekawość i myślę, że nawet bezbożnicy się z tym zgodzą, że bóg (hehe) stworzył nam wyjątkowo fascynujący świat do zgłębienia, a nie więzienie.Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 19:26 Tak, tylko tam to jest bardziej z pozycji; my - Bogowie, psychodeliki i ziemia jako więzienie dla dusz. A Jezusa traktują jak kolejnego mistrza duchowego, więc jego ofiara nie jest dla nich niczym wyjątkowym. I pewnie też taki pogląd, że człowiek jest z natury dobry, tylko zapomniał o swojej boskiej naturze, itd. itp. - zawsze powtarzam to samo; bo to brzmi jak to wężowe "na pewno nie umrzecie - wprost z Biblii, bardziej jak wieża Babel, bo to teraz my, a nie jakiś tam Bóg.
Nie, usłyszałem to u katolika, a katolicy są dosłowni do bólu. Staliśmy się... no ani zimni, ani gorący w wierze. Ap 3.Fairytaled pisze: 10 gru 2025, 19:26 Czy też może masz na myśli ten cytat dotyczący soli, która traci swój smak? Jakiś taki kompromis ze światem? Bo ja słyszę co jakiś czas, że te współczesne kazania to zupełnie nie w temacie Pisma Świętego. Tylko takie dostosowane do potrzeb i oczekiwań, czyli często kompletnie nie na temat.
A to jakaś japońszczyzna zen jest, a nie Chiny, ale to może nawet lepiej, bo trochę o Japonii wiem. Min. jak tam przybyliśmy i robili sobie z nas trochę hehehszki bo Chrześcijanie rzucali się na jednorazowe jedwabne chusteczki do nosa jak na artefakty najwyższej rangi. Nawet nas lubili, dopóki te głąby z Hiszpanii nie przypłynęły, bo potem to szkoda gadać. Poszukam lektur przy następnych zakupach.justyna pisze: 10 gru 2025, 19:27 Dobrze... wytłumaczę... Najpierw jednak musisz pomedytować minimum rok i przeczytać poniższe lektury: