Witajcie! Jakoś tak z nudów i lenistwa błąkałam się po szerokich i rozległych równinach wyszukiwarki Google, i takoż tutaj trafiłam, wypada więc się grzecznie przedstawić, dygnąć, ukłonić, poczęstować ciastkiem... Lat mam 23, przede mną ostatni rok weterynarii, co przyjmuję jednocześnie z wielką ulgą i równie wielkim strachem o przyszłość. Jestem z natury samotnikiem, uwielbiam włóczyć się po lasach i łąkach, obserwując ptaki (moja największa życiowa pasja) lub zbierając zioła lecznicze tudzież surowce na obiad. Wynajmuję mały pokój razem z moja 8-letnią kotką, czterema myszami i dwoma straszykami, więc jest nas trochę sporo

Lubię rysować, kocham czytać, uczę się grać na djembe.
Trafiłam tu głównie dlatego, że szukam ludzi, z którymi mogłabym porozmawiać. Lubię poznawać nowe osoby, ale, jak pewnie się domyślacie, tłumy mnie przerażają, więc nie ma opcji żebym poszła w jakieś większe zbiorowisko ludzkie i tam szukała nowych znajomych. Dlatego też kolejnego sylwestra spędzam sama w domu, tym razem jednak świadomie wybrałam taki scenariusz - dwa lata temu, kiedy to chwilowo miałam chłopaka, spędzałam pierwszy raz w życiu sylwestra w gronie raczej dalszych niż bliższych znajomych i powiedziałam sobie "nigdy więcej"

Za dużo ludzi, za dużo hałasu, alkoholu, znajomych którzy chcieli mnie ściskać składając życzenia o północy... A mój były, jako typowy ekstrawertyk, chciał mnie "nauczyć" jak się dobrze bawić... No nie bardzo mu to wyszło

Znajomych więc szukam głównie w internecie, to chyba jedyny sposób w moim przypadku, żeby znaleźć bratnią duszę. Jakoś zawsze ciągnie mnie w kierunku ekstrawertyków i potem zawsze mocno się rozczaruję, że nie potrafimy nadawać na tych samych falach, jedna osoba nie rozumie drugiej, oczekiwania są inne tak dalej. Plus oczywiście oczekiwania ze strony rodziców, dlaczego nie mam przyjaciół, chłopaka, a w ogóle to najlepiej już wnuki. Tymczasem mam wrażenie że ludzie podobni do mnie ukrywają się tak samo dobrze jak ja. Bardzo trudno jest znaleźć kogoś mniej więcej w moim wieku, który będzie wolał spędzić tydzień nad Biebrzą fotografując łosie i bataliony, zamiast siedzieć w domu pod kocykiem, ewentualnie wieczorami robiąc wycieczki po klubach studenckich.
Kiedyś to, kim jestem, sprawiało, że byłam człowiekiem skrajnie nieszczęśliwym i użalającym się nad sobą przy każdej okazji (dlatego byłam przez prawie rok w bardzo niewłaściwym związku, po prostu dlatego, że ktokolwiek się mną zainteresował) teraz jest znacznie lepiej, wiem czego potrzebuję, mam dwie dusze do których mogę się czasem odezwać i jestem raczej szczęśliwym człowiekiem, co najwyżej rodzina próbuje mi wmówić, że szczęśliwa nie jestem i nie będę, dopóki to i dopóki tamto... Także witam raz jeszcze, mam nadzieję że ktoś chętny do pogadania się znajdzie
