Piramida Maslowa wydaje się trochę idealistyczna i naiwna dzięki temu, że świetnie rozdziela potrzeby ludzkie. Choć w życiu one się tak naprawdę przeplatają. Co prawda, idąc idealistycznym tokiem możemy założyć, że podstawowe potrzeby (jedzenie, tlen, wydalanie) mamy na etapie bobasa. Potrzeby bezpieczeństwa i potrzeby miłości przynależności mamy wykształcone w wieku kilku, nastu lat. A potrzeby szacunku i samorealizacji zaczynają się od wieku dorastania i w końcówce nastu lat się wykształcają. Ale ciężko tę piramidę uznać za etapy bo w różnym wieku możemy mieć różne potrzeby jednak. Chłop pańszczyźniany, pomimo, że biedny to robił dzieci nie mając czasem co do garnka włożyć. Biedak, co żebrze, żul pod sklepem, też potrzebują akceptacji i samorealizacji w zaczepianiu obcych i opowieściach dziwnej treści. Poza tym, jak z pewną osobą już zdążyłem przedyskutować, to ludzie dorośli w wieku późniejszym wyrównują się. Tak, o ile w młodości mamy wyraźne cechy, podziały, jedni dorastają szybciej inni wolniej, to na "starość" już się przestajemy wyróżniać i się averagujemy. Prawdopodobnie to przez to, że żyjemy jednak w społeczeństwie i uczymy się prawidłowego - zgodnego ze społeczeństwem współżycia, więc extra spada z tonu a intro nabywa umiejętności współżycia społecznego. Ludzie dorabiają się dzieci, dzieci ich uczą, wszyscy się uczą od siebie. Oczywiście mówię ogólnie, bo będą jednostki, którym odwali w międzyczasie szajba i będą miały problemy czy to psychiczne czy hormonalne, no ale nie pisze teraz o o patologiach czy chorobach.
Potrzeba seksualna - nie stawiał bym ją na równi z podstawowymi potrzebami jak np oddychaniem. Z dwóch powodów - są ludzie co bez tego mogą żyć, a po drugie - można zaspokajać się samemu, co czyni nas w pewnym sensie niezgodnym z uwarunkowaniem tego rodzaju popędu. Występuje też dużo (chyba więcej niż nam się wydaje) dewiacji i fetyszów seksualnych. Potrzeba seksualna nie jest tym samym dla każdego, wręcz bym powiedział że są też różnice również między płciami.
Natomiast zaciekawiła mnie opcja tzw dezintegracji. Nie czytałem nic oprócz artykułu z wiki więc proszę o wybaczenie, podaje stąd kilka prawd:
Charakterystyczną właściwością człowieka jest naturalna tendencja do rozwoju - to ma poziom nie nawet ludzki a poziom cząsteczkowy. Cząsteczki ciągle się ruszają, mamy ruch w układach, praktycznie życie by nie powstało jak by te cząsteczki nie miały jakiejś tendencji dążenia do wyższego "stanu". Tak jak by życie musiało powstać bo cząsteczki dążą do skupiania się i dążenia do łączenia się w wyższe układy. Zwierzę, jako układ skomplikowany złożony z prostszych układów zachowuje się jak kosmos, który przejawia te same cechy co maleńki układ kwantowy. Mamy tu analogię.
Na poziomie fizycznym rozwój ten odbywa się z konieczności - fizyczny rozwój, jest tym nad czym nie panujemy, po prostu dorastamy, rośnie nam w trakcie to i owo, jesteśmy zdeterminowani przez naturę. Poza tym, rozwijamy fizyczność żeby przetrwać. Osobniki słabsze umierają (mówię w perspektywie gdy nie było techniki jak dziś typu inkubatory).
Człowiek jest istotą psychofizyczną - czysta prawda, układy psychiczny i fizyczny na siebie oddziałują, czytaj np wyimaginowane choroby, lub leczenie organizmu poprzez siłę nadziei (nie wyjdziesz z raka jeśli się psychicznie poddasz).
Poza rozwojem fizycznym u niektórych ludzi następuje, niejako obok, rozwój duchowy, intelektualny („rozwój osobowy”) - no właśnie, to jest inne spojrzenie od Maslowa. Nawet bobas który do życia potrzebuje czystą pieluchomajtę i butelkę mleka bambino, już reaguje na ruchy matki i jest już zwierzęciem społecznym. Będąc i nazywając się naturalistą stwierdzam, że mamy zaimplementowane pewne okresy w życiu którym podlegamy, natura nami kieruje, co prawda lekko się różnimy w latach kiedy natura naz wzywa. Ale każdy z nas podlega etapom w życiu z którymi związane są chemia i hormony. Uczenie się chodzić, dojrzewanie płciowe, zostanie rodzicem, a nawet w starości, każda kobieta przechodzi menopauzę.
Rozwój sfery duchowej rozluźnia jedność psychofizyczną osoby -
to mnie dosyć poruszyło. Jest w tym coś. kiedy jesteśmy uduchowieni, odczuwamy stan pewnej błogości, czujemy jakbyśmy stali nad wszystkim wyżej. Dodałbym, że wtedy przejmujemy ciało, ono podlega naszym chęciom, my nim sterujemy. Z osoby stadnej, możemy przejść w osobę przywódczą, lub oddzielić się od stada pójść własną ścieżką.
Rozwój duchowy rozbija zespoły prymitywne oraz jedność pierwotnej struktury jednostki. W ten sposób, poprzez dezintegrację pozytywną, jednostka rozwija się, ale jednocześnie traci swoją spoistość - jak wyżej. Tracimy spoistość, kiedy zmienia nam się światopogląd, jesteśmy narażeni na różne wpływy, chłoniemy i równocześnie eksponujemy się na zewnątrz, stajemy się łatwiejszym celem. Dopiero po ukształtowaniu się naszego kręgosłupa moralnego, kończy się dezintegracja a zaczyna scalanie (integracja). Mamy wtedy już światopogląd według którego działamy. Nie jest chyba powiedziane, że nie możemy tego procesu przechodzić ponownie??
Instynkt rozwojowy rozbijający pierwotną strukturę dąży do odbudowania jedności na wyższym poziomie - czyli kolejny poziom/rozwój/etap???? Po tym jak zbudujemy swój światopogląd, jesteśmy bardziej uduchowieni, stoimy "wyżej" tak się czujemy, odbudowujemy nasze relacje, niekoniecznie z tymi samymi osobami, ale wchodzimy po prostu w relacje aby znów działać w społeczeństwie z nowym bagażem.
Nie wiem jak to mam odnieść do tego co napisałeś i jak się czujesz. Możliwe że jesteś na etapie właśnie dezintegracji pozytywnej, zaczynasz kształtować swój kręgosłup. Słuchając piosenek czujesz coś więcej niż tylko melodię, ja też tak muzykę odbierałem czułem się właśnie "wyżej" uważałem że dzięki temu że słucham odbieram więcej i więcej rozumiem.
Ale rozwój i przechodzenie etapów w życiu nie polega na rozmyślaniu. Wg mnie koniecznym jest
działanie i dokonywanie czynów. Wspomniane etapy życiowe, które nam skreowała natura charakteryzują się czymś: zaczynamy stawiać pierwsze kroki, zaczynamy mówić, zaczynamy samodzielnie korzystać z ubikacji, wracać do do mu ze szkoły, mamy pierwsze miłości, pocałunki. Pierwszy raz też jest przejściem na drugą stronę. Odseparowujemy się od rodziców, potem ojcostwo/macierzyństwo. We wszystkim tym gdzieś działają hormony, którymi musimy się poddawać i które nami sterują pomimo że wcale tak byśmy nie chcieli uważać.
Cele. Noworoczne cele mogą się wydawać infantylne. Ale zakładanie celów powoduje potencjał do ich realizowania, nie umiemy tego czy tamtego a zawsze chciałem umieć, zawsze chciałem to zrobić. Założenie sobie celu i zrealizowanie go też jest pewnym przejściem "wyżej", nazwijmy to etapem, pośrednim. Z czasem coraz więcej umiemy i zdobywamy normalne doświadczenie życia. Tak wygląda rozwój, im więcej żyjemy, tym więcej wspólnie mamy podobnych doświadczeń i stajemy się podobni. Introwertycy/nieśmiali itp stają się nieodróżnialni z zewnątrz, tylko oni sami wiedzą jacy byli kiedyś i czy dalej tacy chcą być.
Co powiesz na tę papkę? Kto następny?
