Od jakiegoś czasu wiem, że będę świadkiem na ślubie. Z pozoru fajna sprawa, ale co jakiś czas dowiaduję się o kolejnych "obowiązkach" jakie na mnie czekają: rozkręcanie zabawy, wygłoszenie publicznego toastu, pilnowanie żeby nikt się nie nudził, tańczenie z każdą panną na weselu ( ) itp.
Tak, introwertycy są wręcz stworzeni do tego typu roboty... W tej chwili widzę dwa wyjścia: postawić komuś flaszkę żeby robił to za mnie albo jak najszybciej upić się w trupa (to będzie na pewno lepiej odebrane w rodzinie niż niesprostanie roli wodzireja).
Macie inne ciekawe przykłady sytuacji (ról), które mogą być introwertycznymi koszmarami? Np. swego czasu popularnością na tym forum cieszyły się studniówki ;P
Na przykład ciężko mi sobie wyobrazić introwertyka jako odnoszącego sukcesy pedagoga. Bądź co bądź, musi w końcu opuścić świat własnych abstrakcji i zdradzić introwertyczne "ideały".
najwiekszy koszmar mego zycia:
pare lat temu musialam grac w zastepstwie w przedstawieniu w przedszkolu, wyobrazcie to sobie xd nigdy wiecej, nigdy wiecej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ;p
underdog- brzmi strasznie. na co sie zdecydujesz? ;]
Dark Maiden taking hold of my hand
Lead me away from hibernation
Strong and unafraid
Never a question why
Hah, underdog, ciesz się, ze będziesz tylko swiadkiem. Pomysl, co by bylo gdyby to byl Twoj wlasny ślub xD To chyba dopiero istny koszmar. Wezmę ślub po kryjomu ; )
W ogole takie duze imprezy są męką dla introwertyka - polecam wtedy wino. Duzo wina ; )
Tez mi sie wydaje, ze praca nauczyciela jest calkowicie nieodpowiednia jak zresztą kazda, w ktorej trzeba przemawiać do ludzi i byc w centrum uwagi. Przynajmniej dla mnie bylby to dramat.
Dla mnie najgorsze są imprezy, na których wszyscy się znają, a ja jestem tą "z zewnątrz". I jeszcze najlepiej, jak mnie gospodarz z hukiem zaanonsuje. Koszmar.
Underdog - szczęścia w poszukiwaniach życzę i dzięki za info, będę wiedzieć, żeby na żadne świadkowanie się nie zgadzac nigdy
Studniówka. Uciekłam stamtąd jeszcze przed północą a w pamiątkowej płycie CD wyżłobiłam rysy pinezką, zaraz po tym, jak w gronie rodziny obejrzeliśmy nagranie tego horroru. Nie chcę, by ktokolwiek, kiedykolwiek znowu to oglądał.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Hehe... studniówka przede mną, ale się nie wybieram. Będę się czuć nieswojo i stracę humor. I po co mi to? Kieliszek wina i dobra ksiązka, wieczór jak z bajki. Szkoda tylko, że nie mam kominka, byłoby baśniowo. :wink:
Nie napisałam, że jest to dla mnie koszmar, nie nie jest. Po prostu nie będę czuła się komfortowo- dobra zabawa wśród nie bardzo znanych mi ludzi mnie nie pociąga. Kurcze, nawet zdmuchiwanie świeczek czy składanie komuś żyzeń uważam z niekomfortowe, więc chyba rozumiesz. Nie lubię takich ceregieli, chyba że jestem w gronie ścisłych znajomych. Ale nie uważam tego za koszmar, bez przesady.
Dla mnie było koszmarnie, bo zostałam tam prawie siłą wepchnięta. Mama wiedziała, że nie chcę iść, ale na zebraniu rodziców w szkole i tak zapłaciła gruby pieniądz...
Koszmarem było bo:
Nie potrafię sie ładnie poruszać. W tańcu wyglądam jak strach na wróble podczas silnego wiatru, tańczenie nie jest dla mnie przyjemnością, lecz przykrością
Nienawidzę sukienek. Zwłaszcza balowych. Wysoki obcas ubrałam tylko raz w życiu, właśnie na studniówkę. Chodziłam jak połamana.
Tłumy, kupa ludzi... straszne. Do szkoły chodziłam całe życie na pieszo 6km, bo nie chciałam gnieść się z ludźmi w autobusie. Tłumy... straszne.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Studniówka właśnie ze względu na taniec i suknię wyśnioną mi się podobała, no i bawiłam się w zasadzie w gronie własnych znajomych.
Shy - ja też nie cierpię składać życzeń. Opatrznie może to zostać odebrane niestety, ale kiedy stado ludzi stoi i przysłuchuje się, co mam do powiedzenia jubilatowi... brrr nic osobistego nie da się powiedzieć, a przecież takie powinny być życzenia. Dlatego milczę albo "przypadkiem" nie ma mnie w zasięgu wzroku
Byłem świadkiem na ślubie jakiś rok temu. Myślę, że sprostałem zadaniu. Niewątpliwa w tym zasługa alkoholu i ludzi, którzy wiedzą czego się po mnie spodziewać. Byłem dumny z siebie Trzeba być dobrym aktorem, z czasem się tego nauczyłem. W krytycznych sytuacjach trzeba się otrząsnąć
Klasowa, jak klasowa - na tę po prostu nie przyłaziłam... Z rodzinnej już się nie dało tak uciec, a tego też nie znoszę.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”